Kolejny wlew

Dzień wlewu zawsze wygląda tak samo....
Plan że wstanę o 6tej rano i będę przed 8mą na oddziale nigdy się nie  ziszcza.
Z pustym żołądkiem, w pospiechu jadę do Ustronia. Zawsze przez góry. Tym razem widok budzącego się dnia w Beskidach był oszałamiający. Kiedyś załączę zdjęcie.  
Na głodniaka, dlatego że nigdy nie wiem czy będą pobierane próbki do badań. Szpital jakiś taki pusty, może dlatego że trwają ferie, wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Miała zamiar jechać do pracy. Z tego powodu o 10tej, gdy nawet nie rozpoczęto całej procedury zrobiłam się nerwowa.
Tym razem trafiła mi się w sali gaduła. W tym samym programie co ja i nie musiałam jej tłumaczyć co ja robię tu. Jak w tej piosence....
Ja miałam plan przeprowadzić swój notatnik z 2016 roku w 2017 i nie byłam najlepszym rozmówcą. Zawsze gdy nie jestem zbyt wylewna względem osoby która opowiada mi o swoich przemyśleniach, mam wyrzuty sumienia. Tym razem na prawdę nie miałam natchnienia.
Po 12tej byłam już wolna.
Popracowałam troszkę i korzystając z cudownego dnia, zabrałam labradora i w pola. Na biegówki. Do 17tej. Gdy wróciłam było już ciemno.
Ależ to był piękny, zimowy mroźny dzionek........ I pomyśleć że gdyby nie leczenie biologiczne siedziałabym w domu, pokurczona i obolała.... Szczęściara ze mnie!! Co nie!!!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 RZS- towarzysz mego życia , Blogger