RZS - geneza

      Mija   30 lat  od kiedy pojawiły  się  pierwsze  objawy.  Dobry  pretekst  aby zacząć  pisać  o  tym  jak  wyglądało  moje zmaganie   z Reumatoidalnym Zapaleniem  Stawów. . . Trzeba  przyznać  że  wokół  RZSu kręciło  i nadal kręci się  moje życie.             
        Nic nie  wskazywało  że  uczennica szkoły  muzycznej,  grająca  na trzech  instrumentach,  jeźdźca  na  nartach, rowerze, pływająca,  chodząca  po górach, nie  potrafiąca usiedzieć  na jednym  miejscu , dziewięcioletnia  dziewczynka zachoruje  na Młodzieńcze  Przewlekłe  Zapalenie Stawów.  Tuż po  egzaminach instrumentalnych kończących  każdy semestr  i rok  szkolny, pojawiły  się  bóle  ścięgien  nadgarstków.  Na wakacjach tego samego  roku  nie potrafiłam  chwycić  szklanki. Gorące,  popuchniete  dłonie  bolały  nieustannie.  Zwiedzając  kilka  oddziałów  dziecięcych  trafiłam  do  Szpitala w Sosnowcu.  Oderwana od rodziców  na kilka  tygodni,  przechodziłam  tam tortury. Warunki  koszmarne. Metody leczenia. . . Przemilczę bo i tak nikt  dzisiaj  w to  nie  uwierzy. Tam pierwszy  raz  usłyszałam  że  moje  migdałki są "zgnite".  Jednak decyzji  o  usunięciu  czy chodźby leczeniu migdałów nikt  nie  podjął.  Dopiero  sześć  lat  później  rodzice  wymusili na lekarzach  usuniecie ich. Jak się  później  okazało  o sześć  lat  za późno. Sulfasalazyna, arechina, godziny  rehabilitacji,  morze  łez,  poparzone  parafią  dłonie.  . .
    Tak to się  zaczęło  i jednocześnie  skończyło.  Skończyło  życie beztroskie,  bez ograniczeń,  bez bólu,  bez  leków.  .

     Dzisiaj  bólu  nie  ma.  Ale coś  za coś.  Moje  życie  podporządkowane  jest wlewom leku  biologicznego. Co cztery tygodnie. Regularnie z krótką  przerwą,  od czterech lat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 RZS- towarzysz mego życia , Blogger